Na warsztatach z destylacji olejków eterycznych u Moniki i Pawła dużo było poruszane w temacie destylacji lawendy. Wróciwszy do domu z pierwszego dnia spotkania od razu wzięłam się za komponowanie lawendowych zapachów z olejkiem eterycznym w roli głównej, wydestylowanym na warsztacie.
Moje pierwsze wrażenie? Ufff moc, bezkompromisowa siła lawendy takiej, którą się pokocha od pierwszego zachłyśnięcia lub ją znienawidzi, pierwsze zaciągnięcie ze słoja spowodowało łzawe spojrzenie, o żeż ty pomyślałam, ujarzmię cię
Na mój nos już złagodniała, łzy się nie pojawiają, albo się przyzwyczaiłam, tak czy siak wydobywa się jej potężne piękno, które raz głośniej raz ciszej daje o sobie znać w kompozycjach. Zdecydowanie można rozpoznać gdzie użyłam lawendy z warsztatów a gdzie angielskiej w tych samych formułach.
Zapachy oczywiście są bardzo młode, ale i tak mnie cieszą ich różnice. Lawenda z warsztatów to typowa słowianka, piękna, w blond włosach, ale z mocnym charakterem, zaprawiona polskim klimatem, z tym olejkiem eterycznym to tak na spokojnie, umiarkowanie, na ten moment jest to kapitalny materiał do rześkich zapachów, fryzjerskich z nowoczesnym tchnieniem, zapominanych aptecznych, bardzo mi zagrała w dymnym akordzie, będę tą drogą podążała. Fougere wychodzi z nią charakterne, nadaje przytupu, nie sposób jej przegapić, osłodzić? Ha! Nie ją, mam wrażenie na ten moment bo to się wszystko jeszcze pozmieniać może, że kumaryny z piżmem dodały jej jeszcze większej charyzmy, czekam co będzie dalej...
Na fotografii w buteleczce nie jest błękitny olejek eteryczny z rumianku, gości tam lawenda
Monika